Dzisiejszy dzien musielismy ustawic tak, aby popoludniu miedzy 14, a 15 zjawic sie w ambasadzie Birmy i odebrac wizy. Do poludnia lazilismy po Bangkoku - odwiedzilismy targ kwiatowy, przeszlismy sie kawalek po dzielnicy chinskiej, zjedlismy obiad w superklimatyzowanej restauracji, gdzie tak wialo od klimy, ze musialam ubrac kurtke, co wywolywalo wielkie zdziwienie u wszystkich Tajlow. Ja nie wiem jak oni moga wysiedziec w tak lodowatym pomieszczeniu!
W okolice ambadady podplynelismy tym razem statkiem kursujacym po Mekongu (20bht). Po drodze odwiedzilismy jeszcze Wat Arun (50 bht wstep) - przepiekny wat, wygladajacy jakby ktos jego sciany przyozdobil kawalkami rozbitej porcelany. Mozna wejsc po stromych schodkach prawie na sam szczyt, z ktorego fajnie widac miasto, ale jak ktos ma lek wysokosci, to moze miec problemy z zejsciem :)
Obok watu jest targ z suwenirami, ale ceny - jak dla turystow z Ameryki, tak wiec nic nie kupilismy.
Popoludniu odebralismy wizy, tak wiec - Birmo, nadchodzimy! A raczej nadlatujemy :)
Wieczorem na Soi Rambutti zamowilismy sobie transport na lotnisko (130 bht/os), z rana ma podjechac pod nasz Guest House busik, tak ze nie musimy nigdzie z plecakami kursowac.