Nie wiele brakowalo, a nasza podroz wogole nie doszlaby do skutku.. Mielismy kilka klod pod nogami przed wyjazdem, a najwieksza z nich bylo zgubienie paszportow na 10 dni przed wylotem! Nie wiemy co sie z nimi stalo, po prostu zniknely! Podejrzen bylo kilka, a najbardziej prawdopodobne to to, ze polecialy do smieci razem z jakimis papierzyskami albo gdzies nam je krasnoludki schowaly.. Koniec koncow, dzieki pomocy Cioci, ktorej baaardzo jestesmy wdzieczni za pomoc - w ciagu 4 dni wyrobiono nam nowe paszporty. Jak tylko moglismy je odebrac w Krakowie (3 dni przed wylotem, wylot w sobote), od razu pojechalam do Warszawy, aby wyrobic nam wizy. Potrzeba na to 2 dni, jednego dnia zanosi sie paszport i wniosek, drugiego dnia odbiera sie wize. W czwartek rano polecialam szybko do ambasady tajskiej i tu niespodzianka - Swieto Krola, ambasada nieczynna :/ Kolejna kloda pod nogi... Poczekalam do piatku i polecialam z rana plaszczyc sie przed panem przyjmujacym paszporty, aby wyrobil nam w drodze wyjatku wizy na popoludnie. Niestety nie bylo zmiluj sie. Nie i koniec :/ Ten pech pokrzyzowal nam wiec plany, poniewaz w ambasadzie wyrabiaja wizy na 30 dni. Wize mozna tez wyrobic na lotnisku w Bangkoku, ale tylko na 15 dni i trzeba miec dokument potwierdzajacy, ze w ciagu tych 15 dni opusci sie kraj. Planowalismy co prawda wyjazd z Tajlandii do Laosu w tym czasie, ale chcielismy to zrobic droga ladowa - a jak tu pokazac na lotnisku bilet autobusowy, ktorego sie jeszcze nie ma? Zostala nam wiec jedyna opcja - samolot i zakup biletu przez Internet jeszcze w PL. Z tym tez nie bylo latwo, ale juz w piatkowe poludnie, dzien przed wylotem stalismy sie posiadaczami biletow do Yangonu, a wiec - Birmo witaj! :) Tylko jeszcze musimy sie postarac o wize do Myanmaru... Ale to juz na miejscu, w Bangkoku...