Geoblog.pl    arica    Podróże    Peru & Chile 2006    Lima
Zwiń mapę
2006
18
paź

Lima

 
Peru
Peru, Lima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13427 km
 
Wczoraj wieczorem do Oscara przyszli znajomi z HC - calkiem spora grupa okolo 15 osob, w tym kilku gosci z innych panstw: Szwajcarii, Kanady, Hiszpanii. Chcac jakos odwdzieczyc sie naszemu hostowi za goscine, kupilysmy troche tutejszych owocow, chipsy i przynioslysmy kupiona w Polsce Zubrowke. Jak sie mozna bylo spodziewac- wszystkim bardzo smakowala. Tyle tylko, ze nie przeczuwalysmy ze trzeba bedzie zrobic z niej az tyle drinkow i starczylo tylko po 1 dla kazdego.. Jednym z gosci byla Maria Izabel, ktora pisala do mnie przez HC oferujac pomoc w Lime. Szybko zlapalysmy dobry kontakt i caly wieczor spedzilysmy stojac w kacie i smiejac się i zartujac :) Isabel jest nauczycielką historii i zaprosila nas na drugi dzien do siebie do szkoly i na obiad. Uprzedzila nas, ze chlopcy w jej klasie na pewno beda mieli do nas dużo pytan, a zaczna od tego czy mamy narzeczonych ;)

I tak oto dzisiejszy dzien spedzilysmy w dzielnicy Puerto Libre. Troche pospacerowalysmy po miescie, myslac ze dojdziemy do szkoly pieszo, ale niestety-okazalo sie ze nasza mapa Limy w przewodniku Lonely Planet jest w innej skali niz sadzilysmy i dotarcie do celu zabraloby nam z pol dnia. Wybralysmy wiec droge na skroty czyli "by taxi".

Najpierw zwiedzilysmy Muzeum Archeologiczne, polozone w pieknej okolicy starych, kolorowych domkow i samochodow jak z hawany. Muzeum pelne bylo ceramiki z roznych kultur peruwianskich, rzezb i tkanin.

Ale dla spotkanej tam wycieczki uczniow (mniej wiecej w wieku 10-12 lat) to my bylysmy ciekawszym obiektem :) Dzieciaki ogladaly sie za nami, podsmiechiwaly, pokazywaly palcami, czulysmy sie troche jak gwiazdy estrady ;) Po zwiedzeniu muzeum poszlysmy szukac szkole, w ktorej miala pracowac Izabel. Jak sie okazalo, na mapce narysowala nam miejsce w ktorym mieszka, a nie szkole i troche bladzilysmy zanim w koncu trafilysmy do celu. Mialysmy jeszcze chwile czasu do spotkania z Isabel, wiec poszlysmy do lokalnej kawiarenko-baru na lokalne ciastka. W koncu trzeba sprobowac lokalnych wypiekow :) Na kolana nas nie powalily, ale byly smaczne. Za to zdziwil nas zielony makaron podawany z kotletem.. Hm, wygladal jakby byl gotowany ze szpinakiem... Co kraj to obyczaj.

Do szkoly dotarlysmy na 14:30, tak jak umawialysmy sie z Izabel. Pani sekretarka do ktorej mialysmy sie zglosic, od razu oczywiscie nas rozpoznala - w koncu roznimy sie sporo od tubylcow :) Izabel zabrala nas do klasy, gdzie prowadzila lekcje na temat kultury Chavin. Jak tylko weszlysmy, dzieciaki zaczely krzyczec, smiac sie - matko swieta, niezly wrzask :) Ledwo udalo sie Izabel opanowac halas jaki powstal. Przedstawilysmy sie, ale dzieciaki zawstydzily sie chyba nasza obecnoscia i nie chcialy przeprowadzac z nami wywiadu. Usiadlysmy wiec z nimi w lawce, a Izabel prowadzila lekcje. Wygladalo to zupelnie inaczej niz u nas. Izabel zadawala pytania, dzieciaki podnosily rece w gore, wyrywaly sie do odpowiedzi, troche sie przekrzykiwali. U nas nauczyciel musi sam wywolywac uczniow do odpowiedzi.. Zrobilysmy sobie pamiatkowe zdjecie z dzieciakami, rozdalysmy im lentilky - Izabel musiala pilnowac, zeby nie braly garsciami, bo nie starczyloby dla innych :) Warto w tym miejscu tez wspomniec, ze w Peru dzieciaki do szkoly musza nosic mundurki. Brzmi moze koszmarnie, ale wyglda naprawde fajnie. Dziewczynki maja biale bluzeczki i sukieneczki granatowe lub popielate w krateczke, do tego wysokie podkolanowki, ciemne buty. Wyglada to naprawde fajnie i elegancko. Nawet na zajecia sportowe (nasz polski w-f) maja specjalne dresy i stroje sportowe z nazwa szkoly na plecach.

Po szkole poszłyśmy do domu Izabel na obiad i tu - niespodzianka - zielony makaron z kotletem :) Prawie jak na zamówienie. Do tego ziemniaczki z dziwnym sosem z sera, mleka i tajemniczego skladnika x, calkiem smaczne jedzonko. W ogole stwierdzam, że ich kuchnia jest bardzo smaczna.

Po obiadku pojechalysmy razem z Izabel do dzielnicy Miraflores nad oceanem. Troche sie tam poszwednalysmy, Izabel pokazala nam ulice, ktora sie nazywa Pizza Street - i jak latwo sie domyslec, jest tam pizzeria obok pizzeri. Dosc wczesnie sie tu sciemnia, wiec jak po 18tej dotarlysmy do slynnego Parku Milosci bylo juz ciemno. Zrobilysmy wiec szybkie zdjecia i do domu. Trzeba sie spakowac, bo 22:30 odjezdzamy do Trujillo. Tutaj sie jednak rozdzielimy. Nasza trojka bedzie podrozowac razem, a druga Ania z Agnieszka osobna. Doszlysmy do wniosku, ze tak bedzie lepiej. Mamy rozne tempa zwiedzania i różne charaktery.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 92 komentarze92 930 zdjęć930 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
11.08.2009 - 27.11.2009
 
 
10.07.2009 - 17.07.2009
 
 
16.04.2009 - 25.04.2009