Godzina i 50 minut i juz jestesmy w Guilin, w zupelnie innym swiecie. Guilin to miasto polozone nad rzeka Li, miedzy malowniczymi gorami. Spedzamy tu wlasnie swoj pierwszy i ostatni dzien. Jutro wyjezdzamy na tarasy ryzowe do Longsheng. Na szczescie, bo w Guilin nie ma za wiele do zwiedzania, a poza tym z racji chinskiego swieta wszystkei hostele byly zajete i zarezerowalismy sobie nocleg w jedynym, ktory mial wolne miejsca. Na zdjeciach wygladal ok, ale w rzeczywistoci to chyba najgorsze miejsce w jakim spalismy do tej pory! Backstreet Youth Hostel moze i ma ladna recepcje i hall, ale pokoje.... niby duze, ale sciany brudne, wszedzie widac zabite komary na scianie, a pokoje wogole nie maja charakteru. No i te ceny! Wiedzielismy, ze z powodu chinskiego swieta ceny pojda w gore o ok. 30%, ale nie o 200 czy nawet 300%!! A tutaj cena za osobe w hostelu skoczyla z 6$ na....20! To jakis absurd! No ale coz... I tak nie mielismy wyjscia.
W Guilin jest kilka miejsc do odwiedzenia. Wiekszosc z nich to... stozkowate wzgorza, na ktore mozna sie wspiac, i z ktorych roztacza sie wspanialy widok na miasto. My wdrapalismy sie na najpopularniejsze wzgorze-Solitary Beauty Peak. Cena wstepu nas troche zabila - 70 julkow, czyli ok 10$, co jak na Chiny jest dosc wysoka kwota. Do tego nie mieli zadnych znizek dla studentow - ani na karte ISIC, ani na moj dowod :) Wejscie na gore po stromych schodach nie bylo warte tych pieniedzy, ale o tym przekonalismy sie juz za pozno. Widok z gory moze i ladny, ale nie zaparlo nam dechu w piersiach. Potem pojechalismy do jaskin, w ktorych podobno jest mnostwo pieknie zwiszajacych stalaktytow, ale tutaj znowu nas zaskoczyla kwota za wejscie: 90julkow, czyli za nas dwoje prawie 2 stowy! Stwierdzilismy, ze tym razem sobie odpuscimy te atrakcje, bo to zdecydowanie za duzo! Pojechalismy wiec do Seven Star Park - parku, w ktorym podobno jest bardzo pieknie, po alejkach biegaja malpki i wogole jest uroczo. Tu za wejscie skasowali nas 'tylko' 35 julkow, czyli jakies 5-6$. Mozna bylo zaplacic 90 i miec w cenie biletu wejscie do kolejnych jaskin ze stalaktytami, ale sobie darowalismy. Park okazal sie malutki, malpek nigdzie nie widzielismy, za to znowu bylismy obfotografowani przez Chinczykow z prawej i z lewej. A to dziwne, bo bialych jest tu naprawde duzo! W drodze powrotnej do hostelu zapoznalismy przez przypadek Chinke, nauczycielke angielskiego, ktora pomogla nam wsiasc do odpowiedniego autobusu i dojechac do hostelu. To pierwsza osoba, ktora zachaczylismy na ulicy pytajac o droge i ktora znala angielski! :) Ale to nie koniec angielskich rozmow z Chinczykami. W drodze z przystanku do hostelu Liska zaczepil mlody Chinczyk, ktory ewidentnie chcial porozmawiac po angielsku z jakims 'obcym'. Zadal pierwsze pytanie ' skad jestescie?'. Niestety nie bardzo wiedzial gdzie lezy Polska, mysle ze nawet tlumaczenie 'miedzy Rosja a Niemcami' niewiele mu wyjasnilo. Nad drugim pytaniem dlugo myslal, w koncu zapytal sie jak nam sie podoba Guilin. Przy kazdym jego pytaniu, czy odpowiedzi widac bylo, ze chlopak mocno sie skupia i mysli, jak to Lisek nazwal "jego szare komorki pracowaly w tempie 140 obrotow na minute, az widac bylo pare unoszaca sie z mozgu" :)
A teraz siedzimy w naszym hostelu, gdzie Internet NIE jest za darmo jak to bylo do tej pory (6 julkow/godzine) i czekamy az otworza knajpy, zebysmy mogli cos zjesc. Tutaj otwieraja restauracje dopiero o 17!, a my jestesmy juz niezle glodni.. Swoj pierwszy glod zaspokoilismy ciastkiem i kawa (podrobka Starbucksa), ale chetnie zjedlibysmy jakis tutejszy przysmak (bynajmniej nie psa, ani swinski ryjek). A bedac w temacie podrobek, to wypatrzylismy ostatnio laske w butach 'CROOS" zamiast Croocs i zamiast Converse "All Stars" bylo "One Stars" :) Wogole Chinczyki chodza w ciuchach, ktore na pierwszy rzut oka widac, ze sa podroba - taka z Kleparza Krakowskiego albo Warszawskiego Stadionu 10-lecia. Np czarna bluzka z mnostwem cekinow ukladajacych sie w napis "Gucci'. Niby logo jest napisane poprawnie, ale widac z daleka ze to nie jest oryginalne. Panuje tu tez moda wsrod par na noszenie takich samych t-shirtow co nas mocno rozbawilo. Smiesznie wyglada laska i koles w jednakowych rozowych koszulkach z kolorowymi wzorkami albo jakims napisem :)
PS Poniwaz za Internet trzeba tu placic, to niestety na zdjecia musicie poczekac. Ale szczerze mowiac, to nic ciekawego ostatnio nie 'zdjelismy' :)
Aha, jeszcze 2 slowa na temat naszego ostatniego dnia w Chengdu. Poznalismy w hostelu 2 Polki, ktore studiuja jezyk chinski na uniwersytecie w Chongging. Spedzilismy razem fajny wieczor pijac chinskie wino, ktore bylo robione z kiwi i bylo na maksa slodkie! A wczoraj odwiedzilismy w Chengdu dzielnice tybetanska - nic specjalnego i kolejna swiatynie, tym razem taoistyczna. Musimy przyznac, ze swiatynie w Chengdu sa naprawde piekne. Przede wszystkim - sa odnowione i pieknie odmalowane! A to juz dodaje im uroku. W Pingyao wszystko bylo stare, brudne, zakurzone i bardzo zaniedbane. Niby ladne, ale cos tam brakowalo. Tutaj - odwrotnie. Wszystko jest pieknie odrestaurowane, do tego duzo zieleni, kwiatki i trawa rowno przystrzyzone, czesto w chinskie literki - naprawde robi to wrazenie.
Dzis przed nami jeszcze wieczorny show wodospadowy na scianie jednego z tutejszych hoteli - mamy nadzieje, ze bedzie to cos fajnego, bo jak na razie to Guilin nas nie zauroczylo. Potem targ nocny i jutro rano skoro swit chcemy jechac na tarasy ryzowe. Tam bedziemy nocowac i raczej nie liczymy, ze znajdziemy tam Internet, bo to raczej takie wiejskie, rolnicze okolice. Ale jak tylko dorwiemy potem Internet to sie odezwiemy i wrzucimy kolejny tysiac fotek z ostatnich dni :)
NIEBIESKA: Czy mozesz wyslac mi albo Liskowi smsa z Twoim adresem, bo nie pamietamy? :)
Pozdrawiamy z Guilin!