Geoblog.pl    arica    Podróże    Chiny 2009    Chinski dzien :)
Zwiń mapę
2009
04
paź

Chinski dzien :)

 
Chiny
Chiny, Chengdu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13215 km
 
W koncu moglismy sie dzis wyspac, bo w ostatnich dwoch dniach nasz budzik dzwonil o 6 rano.. A tak to mielismy prawdziwie 'niedzielne spanie', bo az do 8:30 :) Potem sniadanko, przewieszenie prania na swieze powietrze, bo w koncu pojawilo sie slonce i wio w miasto.

Dzisiaj za cel postawilismy sobie dalsze zwiedzanie Chengdu. Chengdu to pierwsze miasto, ktore zwiedzamy jezdzac autobusami. Do tej pory albo chodzilismy pieszo albo - tak jak w Pekinie - jezdzilismy metrem. Mielismy jechac do swiatyni Wuhou, najpopularniejszej swiatyni buddyjskiej w Syczuanie, ale troszke zabladzilismy i trafilismy na jakas lokalna fieste uliczna, czyli MNOSTWO JEDZENIA! :) Bylo tu i miesko, i herbatka i mnoooostwooo lokalnych slodyczy w postaci suszonych owocow kiwi i banana, jakies dziwne orzeszki, cos w rodzaju chalwy w roznych kolorach i odmianach, jakies plasterki nie-wiadomo-czego obtoczone w sezamie, no i troche obzydliwstwa, czyli surowe miecho! :) Byl tez konkurs w jedzeniu - na scenie bylo 3 zawodnikow, przed nimi: mandarynka, cos na ksztalt mielonego, zupa i jeszcze cos w miseczce, czego nie udalo nam sie zidentyfikowac. Przed scena oczywiscie tysiac chinskich gapiow i dwa bialasy, czyli my :)

Okazalo sie, ze za kramikami jest mnostwo herbaciarni. Prawda jest taka, ze jestesmy juz w Chinach ponad 2 tygodnie i nie bylismy w takiej prawdziwej, lokalnej herbaciarni. Bylismy w kilku sklepach, degustowalismy herbatke, ale nigdy nie siedzielismy w typowej 'Teahouse'. Kupilismy nawet troche do domu, ale choc wydawalo by sie, ze tutaj herbata bedzie tania jak barszcz - to jest w tej samej cenie co w Polsce, a czasem i drozsza!
Co robia Chinczyki w herbaciarni? Graja w karty, w mahjonga i oczywiscie popijaja zielona herbatke, bardzo cienka, taka prawie przezroczysta. Na stole stoi dzbanek 'z fusami', a obok termos z ciepla woda. Jak im sie skonczy herbata w dzbanku, to dolewaja wody z termosu i tak na okraglo. A jak sie skonczy woda w termosie, to pancia podbiega, zabiera termos i donosi nowy :) A poniewaz Syczuan jest jednym z regionow, ktory slynie z produkcji herbaty - nie trzeba nas bylo dlugo namawiac, zebysmy sie skusili na herbatke - wystarczyly 2 machniecia reka :)

Potem pojawil sie maly problem, bo choc menu bylo w krzaczkach i po naszemu, to nam nazwy herbat nic nie mowily. Z obslugi nikt nie mowil po angielsku, bo to lokalsowa dzielnica... No, ale jezyk migowy jest wszedzie zrozumialy i udalo nam sie zamowic: dla mnie herbatke na 'oczyszczenie/przeczyszczenie', dla Marcina: na piekna cere hihi :)) W tym miejscu wypada wspomniec o problemie, ktory mnie tu dopadl i zreszta dopada mnie zawsze poza domem. Jest to problem zoladkowy i nie jest to sraczka! :) To odwrotnosc biegunki i uwierzcie, to moze byc meczace :) No i coz.. probowalismy tu juz roznych 'domowych' sposobow i nic nie pomagalo. Ale herbatka - dala rade! Wypilam jej chyba z 6 filizanek, bo ledwo dopijalam jedna, pancia podbieglala i dolewala mi wody z termosa. Lisek nie byl taki zachlanny - jego herbatka, z OGROMNA zawartoscia listkow wygladajacych troche jak koniczynki pachniala nawet ladnie, ale co do smaku.... hm, nie da sie go porownac do niczego - bardzo gorzka to na pewno.. Lis komentuje to tak: "Trzeba bylo to przepijac Ani herbatka, bo samo nie szlo! Ale czego sie nie robi dla urody... :)))" Jako, ze herbatka byla ciepla, a na zewnatrz tez bylo cieplo, trzeba bylo jakis zabic czas oczekiwania na jej ostygniecie. Chinczyki na okolo graly w karty albo w mahjonga,a Liski - wyjely z plecaka kosci i zaczely ciupac w kosci :) I tak nam minela godzina. Czac lecial i trzeba bylo jednak zbierac dupki, zeby nie zamkneli nam swiatyni. Udalo nam sie prawie w ostatniej chwili! Swiatynia byla naprawde piekna, przede wszystkim dlatego ze byla odnowiona! Wszystko ladnie pomalowane, zywe kolory, duzo zieleni i o dziwo - bardzo malo ludzi :) Wszedzie palily sie kadzidelka, unosil sie lekki dymek - atmosfera byla naprawde 'modlitewna'. Troszke tu pospacerowalismy, ale zoladki zaczely dawac pierwsze znaki i ruszylismy w kierunku naszego hostelu. Wczoraj wieczorem widzielismy w okolicy kilka knajpek, ale wszystkie byly niezle zatloczone. Mielismy nadzieje, ze dzisiaj jak przyjdziemy wczesniej to znajdzie sie jakies miejsce dla nas... I nie mylilismy sie :) Knajpka byla jak najbardziej lokalsowa, z menu oczywiscie po chinsku. Jedynie ceny byly po 'naszemu'. W ruch poszly rozmowki polsko-chinskie i jakos udalo nam sie zamowic kurczaka i zupe. I piwko :) Kurczak okazal sie wysmienity! Lekko pikantny, ale malo. Zupa okazala sie wielkim niewypalem. Woda z grzybami, warzywami i kawalkami czegos co bylo chyba wolowina. Zupy nietknelismy, ale zamowilismy dodatkowo wolowine. Chcielismy jagniecine, ale nie mieli. Za wolowina za bardzo nie przepadam, ale Marcin zarzadzil ;) Nie trzeba bylo na nia dlugo czekac, a jak juz ja dostalismy - mniiiaaammm, palce lizac! Miesko cieniutko pokrojone w plasterki, do tego duszona cebula i zielona papryka, a to wszystko polane pysznym sosem, ktorego nie jestesmy w stanie rozszyfrowac. Jak zaczelismy sie nia zachwycac, to nagle ze stolika obok podbil do nas Chinczyk ze szklanka piwa, podolewal nam do pelna do naszych szklaneczek i przemowil do nas jedynym znanym nas slowem; "Kanpaj!" co oznacza 'Na zdrowie', ale trzeba wypic do dna! :) Ja nie dalam rady, ale Chinczyk pociagnal wielkiego lyka, a Lisek jak prawdziwy Polak - przyjal wyzwanie na klate i wyduldal do dna! :) To tylko zachecilo naszego nowego kolege do kolejnego polania i kolejnego 'Kanpaj!' :) Koledzy od stolu naszego nowego ziomala rowniez podniesli szklanki (bo tu piwo pije sie w szklankach lub z butelki) i nastapilo huralne 'Kanpaj', a potem smiech w calej sali :) Chinczyk wrocil do swojego stolika, a my moglismy w koncu zaczac palaszowac nasza wolowinke. Ale zanim ja skonczylismy, podeszla do nas jeszcze Chinka ze stolika obok (chyba ja kolesie wyslali albo moze sie o cos zalozyli?) - stuknela sie z Lisem (mnie juz olali, bo stwierdzili ze mieczak ze mnie), 'Kanpaj' i szkleczki do dna :)

Tak wiec dzis mielismy i chinska herbatke z parze z graniem w kosci i chinska obiado-kolacje zapoznawcza :) Zobaczymy co bedzie jutro... :))
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
ppsi
ppsi - 2009-10-04 17:27
fajnie sie Was czyta, Liski :) piszcie, piszcie duzo :))) pozdrowki z Polandi!
 
geminus
geminus - 2009-10-04 20:23
Na sraczke najlepsza woda ognista. Wysusza jak talala. I odkazic sie mozna.
Super relacja. Kibicuje wam i pozdrawiam serdecznie.
 
Ala i Andrzej
Ala i Andrzej - 2009-10-05 10:54
Aniu musisz uwazac bo Marcin po tej herbatce po powrocie do Krakowa bedzie najpiekniejszym chlopcem w okolicy! Jedzonko na zdjeciach wyglada swietnie.
 
lee
lee - 2009-10-08 19:08
Nie udało mi się przez kilka dni Was odwiedzić ale juz nadrabiam zaległości i studiuję lekturę :-)

Wooo.. to miecho faktycznie nie wygląda apetycznie ... :/ fujjjjj

No kochana takich ufarbowanych psich piękności nie było na konkursie :-) Relacje możecie już przylookać na Facebooku ;-) hieh
Ale słyszałam, że w Rosji to często farbują pudle, na różowe, niebiesko.. w zależności od koloru ubioru właścicielki, tak żeby pasowały .. ???!!???? dzizesss

słodycze wyglądały ciekawie ;-P
 
 
arica

Liski
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 124 wpisy124 92 komentarze92 930 zdjęć930 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
11.08.2009 - 27.11.2009
 
 
10.07.2009 - 17.07.2009
 
 
16.04.2009 - 25.04.2009