Do Chiang Mai, na polnocy Tajlandii docieramy kolo poludnia. Chcielismy od razu kupic sobie bilety na powrot do BKK i troche sie ociagalismy z tym, i zanim w koncu kupilismy bilety, to dworzec opustoszal. Znikneli wszyscy 'naganiacze hotelowi' i - zostala tylko 1 kobitka. Nie mielismy wyboru, pojechalismy z nia. Cena pokoju jaka nam przedstawila byla okej, ale jak dojechalismy do hotelu okazalo sie, ze to niezla dziura. Bylismy juz niezle zmeczeni i smierdzacy po calonocnej podrozy w pociagu, do tego w Chiang Mai bylo strasznie goraco, wiec zdecydowalismy sie zostac. W koncu w pokoju i tak tylko spimy.
Ogarnelismy sie i wyszlismy 'w miasto'. W Chiang Mai jest mnostwo pagod i swiatyn, miasto jest duzo spokojniejsze niz Bangkok, ale turystow jest tu chyba tyle samo jak nie wiecej :) Udalo nam sie, bo tego dnia obchodzono 'Swieto Wody' - Loi Kratong. Ludzie puszczali cos na wzor naszych wiankow na wodzie, takie koszyczki ze swieczka i kolorowymi kwiatkami. Oprocz tego mieli takie specjalne jakby balony tyle ze z papieru. Podpalalo sie na dole swieczke i ten 'balonik' lecial w niebo. Wieczorem, jak juz zrobilo sie ciemno, na calym niebie widac bylo swiecace punkciki - wrazenie niesamowite :) My oczywiscie tez poswietowalismy i puscilismy najpierw 'wianek' na wode, a potem 'balona'.
Wracajac do hotelu, trafilismy na parade uliczna z okazji swieta Loi Kratong. Mnostwo kolorowo ubranych ludzi, laseczki w lektykach - bylo na co popatrzec :) Ponizej kilka zdjec z parady.