Drugi najlepszy nasz dzien w Peru :) W imieniu dziewczyn przekazuje, ze jestesmy mega zmeczone, ale szczesliwe i dumne ze zdobylysmy MP na piechote (godzina wspinania sie w gore przez las po stromych schodzach i sciezce) i ze wdrapalysmy sie na Wayna Picchu pomimo kiepskiej pogody. Ale od poczatku :)
Musialysmy wstać wcześnie (5 rano), zeby dotrzeć do MP przed tabunem turystów, ktorzy wjeżdzaja tam za 6 dolarow busem. My wdrapalysmy sie tam za darmo w ciągu godziny :) Niestety za darmo nas wpuscic nie chcieli. Machu Picchu to chyba najbardziej turystyczna opcja tutaj, dlatego bilety są cholernie drogie. Za wejscie na teren ruin trzeba zaplacic 120 soli (120 zl, dla studentow zniżka 50%). Ale było warto :)
Na szczyt prowadzą dwie drogi: krotsza i dluzsza. My - na początku troche nieświadomie - wybralysmy krótsza. Bardziej stroma, męczaca, ale szybsza. Po drodze spotkalysmy schodzącego w dol Peruwianczyka. Poczestowalysmy go lismi koki, w zamian za co odwdzieczyl sie nam opowiescia jak Inkowie składali hold dziekując Matce Ziemi za plony, jak slali życzenia do gor skladajac 3 listki koki zetkniete ogonkami i kładli na ziemi, co mialo pomoc w spelnienu wypowiedzianych do gór zyczen :) Nie wiem ile w tym jest prawdy, bo od pana tubylca troche czuć bylo nocna fieste - zreszta sam się do nocnego fiestowania przyznal, ale poslusznie zlozylysmy listki na ziemi i wypowiedzialysmy swoje życzenia :) Zobaczymy, czy się spelnią..
Wejście na Machu Picchu i zobaczenie ruin tego historycznego miasta było moim marzeniem, które właśnie się spełniło! Kazdy znalazł tu cos dla siebie, ja ruinki, Monika wspinaczkę na Wayna Picchu, Tereska zadowolona byla ze wszystkiego - mam nadzieje :) Jak wdrapalysmy sie na góre, okazalo sie ze nie wiele widać, bo wszedzie jest mgla... Ale po chwili zaczela sie rozplywac, a z niej powoli wynurzały się ruiny! Wygladalo to jak w bajce! Widok był zapierajacy dech w piersiach. Zaraz aparaty poszly w ruch i - jak zwykle, jak japonskie turystki wypstykalysmy w ciagu kilku godzin w gorach kolejny milion zdjeć. Dotarlyśmy tez do 2 odleglych miejsc od ruin - mostu Inki - który tez nagle wynurzyl sie z mgly oraz do Bramy Slońca, gdzie nagle rozblyslo dla nas slonce! Mowisz- masz. Cały czas bylo pochmurnie, a tu nagle - slonko :) Spedzilysmy w gorach prawie 9 godzin i nawet nie wiedziałyśmy kiedy to zleciało!
Zmeczone jestesmy okropnie, nogi mamy w d.., ale jestesmy zachwycone! Do tego udalo nam się w końcu znalezc w tej mega turystycznej miejscowości jaką jest Aguas Calientes targ z owocami i lokalnym jedzeniem, gdzie za 4 sole dostalysmy pyszną domowa zupę - podobnie jak wczesniej rosol z grysikiem i plywajacymi nozkami kurczaka, do tego - jak na moje zamówienie (marzyl mi sie kotlet) - frytki, ryz i: KOTLET plus pomidory jako surowka :) Do tego herbatka rumiankowa - lepiej nie moglysmy sobie wymarzyć! Na deser kupilysmy sobie wielkiego ananasa na targu za 2 zlote, pani nam go od razu obrala i pokroila na kawalki. Jednym slowem - cudowny dzien :) I nawet udalo mi sie jeszcze przez spaniem zdazyc wpasc do kafejki, zeby nadrobic zaleglosci blogowe, pochwalic sie jak spedzamy fantastycznie czas, przekazać wszystkim ze mamy się dobrze, jestesmy cale i zadowolone :) No i mega zmeczone...
Jutro rano znowu musimy wstać wcześnie - o 5:45 rano mamy pociąg powrotny do Cuzco. Niestety nie ma innej drogi powrotnej niz pociag, chyba zebysmy wrocily tak samo jak tu przyjechalyśmy- przez Santa Terese, ale nie mamy na to zbytnio czasu. Jutro Cuzco, a pojutrze w planie kolejne miasto - Puno i jezioro Titicaca. Choć nie wiemy jak to bedzie, bo spotkalysmy dzis grupe Polakow i ich pilot powiedzial nam, ze wczoraj był huragan na jeziorze i zalalo 28 z 36 trzcinowych wysp na Titicaca...
Pojedziemy, zobaczymy!