Geoblog.pl    arica    Podróże    Peru & Chile 2006    Arequipa - biale miasto
Zwiń mapę
2006
31
paź

Arequipa - biale miasto

 
Peru
Peru, Arequipa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16095 km
 
W Arequpie spedzilyśmy w sumie 3 dni. Przyjechalyśmy tu w nocy, a w zasadzie nad ranem. Jeszcze w Puno przed wyjazdem nocnym autobusem zarezerwowalyśmy telefonicznie nocleg w hostelu znalezionym w przewodniku (La Posada del Cacique; 15soli/os trójka z lazienka, czysto i bardzo rodzinnie). Pokój czysciutki, baaardzo duży i wygodny. Za to rano - przerazliwe gwizdy na fujarce od bladego switu! Jakis maly berbeć probowal swoich sil jako peruwiański muzyk i gwizdłl w drewniana fujarke jakich tu pełno na caly regulator! Nici z odsypiania nieprzespanej nocy.. Kąpiel w cieplej wodzie i widok z okien naszego pokoju poprawiły nam za to humor. Okazało
się, ze za naszym oknem jest przefajne, kolorowe patio, z pniaczkami do siedzenia, parasolem słomianym i stolikiem. Az się prosilo zjesc śniadanko na swieżym powietrzu, zwlaszcza ze słonko swiecilo mocno. Nasz przemiły gospodarz na pytanie, czy mozna u niego zamowic sniadanie odpowiedzial, ze oczywiscie ze mozna - wersja kontynentalna (jajka sadzone, bulki, maslo, dzem, kawa herbata lub mate de coca- cena 5 soli), ale taniej i lepiej nas wyjdzie jak wyskoczymy obok do sklepu, kupimy sobie swieże owoce, jogurt - i pyszne sniadanie gotowe. Hm, no cóż. Chyba nie chcialo mu sie stac w kuchni i smażyc jajek ;) Poszlysmy więc z Monika na zakupy i - wrocilysmy z 10 bułeczkami, wędlina, serem zółtym i wieelkimi ciastkami na deser - bardzo zdrowe sniadanie ;)

I tak wlasnie naladowane ruszylysmy na zwiedzanie olbrzymiego Monasterio de Santa Catalina - bajecznie kolorowego miasta w miescie (wstęp 25soli). W klasztorze mieszkały biedne i bogate zakonnice. Te najbogatsze miały prawo do mieszkania z pokojem, kuchnią, oknem i sluzacymi. Te biedniejsze - sluzyly bogatszym. W północnej czesci klasztoru dalej mieszka kilka mniszek, ale już na innych zasadach. Moga one opuszczać klasztor i prowadzic dzialalność misyjna.

Wieczorem skontaktowalysmy sie z hostem w Arequipie - nie dostalyśmy od niego odpowiedzi przed wyjazdem z Puno, dlatego też pierwszą noc spedziłysmy w hostelu. Z Cezarem umowilyśmy sie na wieczor. W miedzy czasie zasiegnelysmy informacji w biurach podrozy, których jest tu baardzo dużo, zwlaszcza przy ul. Santa Catalina, tej przy której znajduje sie klasztor. Chcialyśmy dowiedziec się coś o wycieczkach do Kanionu Colca. Hm, wszyscy probowali nas naklonic na 2-dniowa wycieczkę z noclegiem w Chivay, zwiedzaniem kilku wiosek po drodze i cena od 18-22$. Trochę nam bylo szkoda czasu i dnia na zwiedzanie miasteczek, które jakos nie wygladaly ciekawie na prospektach jakie ogladalyśmy w biurach podrozy.. W końcu zdecydowalysmy się na wycieczke 1-dniowa, bez noclegu. Cena: 20$, więcej niz za 2 dni! Chec zobaczenia slynnego kanionu Colca i kondorow byla jednak silniejsza :) Tak wiec czekala nas krotka noc - wyjazd do kanionu przewidziany byl na srodek nocy: godz. 00:45! 2 godziny snu - i pobudka. Przyjechal po nas taksowkarz, zabral nas na dworzec i wpakowal do autobusu z lokalsami w kierunku Chivay. Tu poznalysmy Mirabel - Hiszpanke, która wcale nie wygladala jak Hiszpanka i wykupiła taka sama wycieczke jak my. Firma wyslala ja na kontrakt do Peru, ktory wlasnie kilka dni wczesniej sie skonczyl, a ona chciala wykorzystac swoj urlop i zwiedzić troche kraju. Autobus do Chivay był wybitnie zapchany! Ja wylosowalam miejsce w ostatnim rzędzie, na srodku - mialam wiec przynajmniej gdzie nogi wyciagnac. Dziewczyny siedzialy razem, a Mirabel miala miejsce - obok kierowcy :) W miarę oddalania się od Arequipy autobus coraz bardziej sie zapelnial. W polowie drogi cale przejscie bylo już zapchane - na moich nogach lezala glowa jakiegos spiacego tubylca, ktory ulozyl sie w przejsciu, obok dziewczyn babciunia przysiadla na małym rozkladanym krzeselku, reszta stala lub siedziala na podlodze. Tak ful-ful jeszcze nie jechalysmy :) W Chivay okazalo się, ze musimy czekać godzine (do 6 rano) az wstana inni turyści, ci co wykupili wycieczke 2-dniowa, razem pojedziemy na sniadanie i dopiero na Cruz del Condor.. W miedzy czasie Mirabel opowiedziala nam jak to kierowca na kamienistej drodze pedzil z zawrotna predkoscia w ogole się nie przejmujac przepasciami po bokach, puszczał kierownice, zeby odpalic papierosa od papierosa, a ona musiala sie trzymac drzwi, zeby nie spaść z fotela. Nasze pożal sie boze sniadanie skladalo sie z rozcienczonego soku z woda, bułek, masla i dżemu.. Za bardzo nie dalo sie tym najeść, ale nie narzekajmy - nie przyjechalysmy tu sie objadac ;) Z Chivay ruszylismy w kierunku Cruz del Condor. Po drodze jak zwykle - bajeczne widoki gór i miasteczek. Z obiecanego 45-minutowego treku na sam Cruz - odbylismy może 20-minutowy spacerek.. Najważniejsze, że dotarlismy mniej więcej na czas tam gdzie mielismy dotrzec i mogliśmy rozpoczac wypatrywanie kondorow. I obserwowanie wszystkiego co dzialo sie na okolo, a dzialo sie duzo. Przede wszystkim bylo tu duzo cepelii - mnostwo kolorowo ubranych peruwianek oferujacych swoje wyroby turystom: czapeczki, szaliczki, wisiorki - nawet napoje i czekolady. Najpierw jednak wszyscy chcieli zobaczyc kondory. Każde wiec pojawienie się ptaka wywolywalo okrzyk "kondor?" i najczesciej konczylo sie odpowiedzią przewodnika "nie".

Ale w koncu udalo sie! Wylecial jeden, zatoczyl kolo w jedna i druga stronę, a potem pokazal sie drugi. Wszystko wyglądalo jakby bylo 'nagrane'. Jakby kondory wylecialy na czyjs rozkaz, zrobily swoje show - i odlecialy. Po pokazie rozpoczelo sie drugie show - tym razem w rolach glownych wystapily panie sprzedawczynie i turysci :) Ponownie jak na wyspach Uros - tutaj tez widać bylo, ze turyści są jednym z glownych zrodel dochodu.. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy sie jeszcze w małym miasteczku Yanque, gdzie mozna bylo podziwiac piekny, stary kosciolek, a także: wydać kolejne sole i kupić pamiatki. Potem - postoj w Chivay na obiad i powrot przez pustynne tereny do Arequipy. Na turystyczny obiad nie dalysmy sie namowic i poszlysmy same szukac cos dla siebie. Dzięki temu trafilysmy na tutejszy targ. Oprocz owocow i tradycyjnego ryzu z kurczakiem udalo nam sie znalezc w koncu cos innego i lokalsowego. Co prawda nie bylo to danie obiadowe, ale wygladalo i smakowalo fantastycznie. O zawartosci tluszczu lepiej nie mówmy.. Bylo to cos w rodzaju precelka, ale robione z takiego ciasta jak nasze paczki, smażone na oleju, polewane pysznym syropem - niby klonowy, niby nie.. W kazdym badz razie baardzo dobre, slodkie i ociekajace tluszczem :)

Droga powrotna do Arequipy to góry, piasek, kamienie, lamy i alpaki. Na szczescie nie wracałysmy juz autobusem lokalsowym, a turystycznym i można bylo spokojnie usiasc bez przepychanki miedzy koszykami jednej babci, a tobolkami drugiej.. Do miasta wrocilismy okolo 17.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 92 komentarze92 930 zdjęć930 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
11.08.2009 - 27.11.2009
 
 
10.07.2009 - 17.07.2009
 
 
16.04.2009 - 25.04.2009