Wczoraj wieczorem tj czwartek 2.11 pozegnalysmy się z Monika na dworcu w Arequipie :( Ona na północ my na poludnie. Zobaczymy sie dopiero w Polsce..
Wsiadlyśmy do nocnego autobusu do Tacny, żeby tam przesiasc sie w busa do miejscowości ARICA w Chile :) Podroz nocna bylaby okej, gdyby nie kontrola nocna w autobusie. Obudziło mnie swiecenie po oczach - to celnik kazal otworzyć plecaki, ktore mialysmy na kolanach. Wskazał na mandarynki (które mialam na sniadanie) i powiedział, ze musze je oddać bo nie wolno przewozic owocow i warzyw.. Bylam tak zaspana i zaskoczona, ze jak to glupie ciele - oddalam mu co mialam i poszlam spać dalej. Dopiero po 'prawdziwym' przebudzeniu sie na dworcu w Tacnie uświadomilam sobie, ze to chyba byl jakiś absurd.. Probowalam potem dowiedziec sie od naszych peruwianskich hostów, co to za przepisy - ale dziwili się podobnie jak i ja. Jedyne madre wytlumaczenie bylo takie, ze nie wolno wywozic peruwianskich owocow i warzyw do Chile w obawie przed roznymi chorobami. Pytanie tylko - dlaczego zabrali mi mandarynki przed granica? Rownie dobrze moglam miec w planach 2 dniowy postoj w Tacnie... No coz, jak juz nie raz stwierdzilysmy - nie probujmy zrozumiec zasad panujacych w tych krajach :)