Na dworcu w Tacnie dostalysmy mleko z obowiązkowym kożuchem i kawe instant do wsypania. Wsiadlysmy tez w hm - busotaxi do Arici. Podroz szybka i wygodna, przez granice udalo nam sie przejsc bez problemu i tak oto wyladowalysmy rano o 8 w Chile. Tu na dworcu przykra niespodzianka - autobusy do Calamy lub San Pedro de Atacama odjezdzają dopiero od 21! Nie pozostalo nam nic innego jak kupic bilet na kolejny nocny autobus i spedzić dzien szwendajac sie po miasteczku. Ale nie ma tego zlego - wczoraj ogladalysmy na stronie gazety.pl jak to zasypalo Krakow i Bielsko-Biala, a u nas w Arica - ocean, plaza, plażowicze, morska bryza, laski na ulicach w sandalkach i letnich sukienkach - a my: dlugie spodnie i polary na sobie! Hm, mam nadzieje ze nie dostaniemy szoku termicznego po powrocie do Polski, bo z prognozy pogody jaka widzialysmy na necie wynika, ze w Polsce w nocy jest -15, a w Limie skąd bedziemy wylatywac za tydzien do Polski: 25! Nie wiem, czy moje chore od prawie miesiąca gardlo i ciagly katar to zniosą.
Ale tak czy siak, fajnie jest bys w SWOJEJ miejscowosci :) Całkiem fajna ta Arica, taki polski Sopot, maja tu nawet swoj wlasny Monciak, kosciol zaprojektowany przez Eifella i jest tu bardziej europejsko niz nam sie wydawalo. Ludzie jacys normalnie ubrani, przystojni faceci, troche grubaskow, normalne samochody a nie jakieś ledwo zipiace taxi marki Tico ;) Nawet McDonald się znalazl. Hm, na pewno jest tu inaczej niż w Peru. Zobaczymy co bedzie dalej...
A, no i oczywiscie należy dodać, że jest troche drozej niz w Peru. Ceny są bardziej zblizone do naszych polskich.