Poniedzialek. Wstajemy, zerkamy za okno, a tu zonk - pada! Nasz plan wyjazdu do oddalonego o 30 km wodnego miasteczka Zuzhcostam upadl.. No bo chodzenie po miasteczku i plywanie lodka po kanalach w deszczu traci caly swoj urok. No wiec co tu robic? Ano wpadlismy na pomysl wycieczki do Szanghajskiego Muzeum Nauki i Techniki. Maja tam dzial Audio&Sound, a to juz Liskowi wystarczylo :) Ruszylismy wiec w kierunku metra. Kupno biletu jak juz pisalam wczesniej opanowalismy, wiec nie bylo problemu. Tym bardziej, ze zauwazylismy w prawym gornym rogu tajemniczy guzik z napisem 'english' - i zycie w Szanghaju stalo sie prostsze. Dotarlismy do Muzeum, a tam kolejny zonk - jak to bywa w Polsce i na swiecie: w poniedzialki muzea sa nieczynne! Pocieszajace bylo jedynie to, ze nie tylko my nie sprawdzilismy dokladnie w przewodniku informacji na ten temat, ale i spora grupka Chinczykow..
Padalo caly czas. Co tu robic? Wjazd na jeden z wiezowcow w celu podziwiania panoramy miasta z gory odpada, bo przez deszcz nic nie bedzie widac. Wycieczka raz jeszcze do YuYuan ogrodow - odpada (doszlismy wczoraj do wniosku, ze chyba trafilismy do innych ogrodow, choc szlismy zgodnie z mapka w przewodniku Lonely Planet). Postanowilismy wiec odwiedzic jakies centrum handlowe, moze wpadnie nam w oko cos, co moznaby sprowadzac do Polski, dzieki czemu nie musielibysmy juz grac w totka i liczyc na lud szczescia. Ok, przewodnik w rece, mapka, jest po drodze jakies centrum - Plaza 66. Jedziemy! Metro mialo stacje kawalek wczesniej, wiec trzeba bylo podejsc w deszczu. Zanim dotarlismy do Plaza 66, weszlismy do innego centrum ktore bylo po drodze. Na wejsciu stanala pani, ktora rozdawala reklamowki na mokre parasole. Nam na mokre kurtki nic nie dala, ale wejsc pozwolila :) W srodku - cicho, pusto, gdzies w tle saczyla sie delikanta, spokojna muzyczka. Centrum troche wygladalo wewnatrz jak warszawska Arkadia, duzo ruchomych schodow, piekne dekoracje zwisajace z gory - wielkie kule zrobione z roznokolorowych roz. Rozgladamy sie po sklepach: Armani Collection, Furla, Chloe, Burberyy, MontBlanc.... Hm.... Chyba tu nie znajdziemy nic czego szukamy.. No dobra, wychodzimy i idziemy szukac Plaza 66. Jest! Wchodzimy do srodka, a tam: Chanel, Marc Jacobs, Salvadore Ferragamo... Hm... Wychodzimy. No i tu zaczela sie nasza dyskusja nad postepem w Chinach. W kraju, w ktorym jeszcze nie tak dawno nic nie bylo wolno, do ktorego nie mozna bylo wjechac, teraz mozna kupic wszystko co najlepsze, na ulicach jezdza same porzadne bryki (jedyne gruchoty to stare volsvageny podobne do naszych passatow jezdzace jako taxi).. Ciekawe co nas zaskoczy w Pekinie...
Tak sobie jezdzimy metrem i chodzimy po Szanghaiu i obserwujemy co to za ludzie, te Chinczyki. Pchaja sie wszedzie, do metra, do sklepu, cos takiego jak przepuszczenie kobiety w drzwiach nie istnieje. Wsrod mlodych dziewczyn zaobserwowalismy mode na biale bluzki i rozowe dodatki, np buty albo torebki :) Co do wzrostu, to Chinczyki wcale nie sa takie male, niektore sa wyzsze od nas! No i jezyk chinski jest dosc podobny do polskiego. Udalo nam sie rozpoznac kilka podonych slow jak np: 'aha' 'idz', ' w lewo' i 'dwa chuje' :)) Bedziemy nasluchiwac dalej... A tymczasem idziemy cos zjesc, zobaczymy na co dzis trafimy..
A'propo jedzenia - pomalu rozumiem opcje, o ktorej przeczytalam na ktoryms z blogow. Chlopak pisal, ze trzy razy sparzyl sie na chinskim jedzeniu i potem juz przez caly pobyt w Chinach stolowal sie w McDonaldzie... :)
Jutro nasz ostatni dzien w Shanghaiu, wieczorem lecimy do Pekinu. Mamy nadzieje, ze nie bedzie jutro padac i uda nam sie w koncu wyjechac do ktoregos z wodnych miasteczek za Szanghaiem... Bilet na samolot zarezerwowalismy jeszcze w PL na stronie www.elong.com ktora szczerze polecam! Maja naprawde dobre ceny i - co niestety nie jest norma na tego typu chinskich stronach - bilety mozna rezerwowac przez www placac karta (na innej stronie spotkalam sie z opcja, ze aby kupic bilet trzeba zadzwonic :)