Dzis nasz ostatni dzien w Pingyao. O polnocy ladujemy sie do kolejnego nocnego pociagu (startuje o 00:09) i jedziemy do Xi'an, miasta znanego przede wszystkim z Terakotowej Armii, ktorej replike mozna bylo ogladac przed naszym wyjazdem w Galerii Krakowskiej w Krakowie :)
Po sniadanku (ja dzis wybralam omlet, a Lisek idac w slady Chinczykow zazyczyl sobie miecho z ryzem :) pozyczylismy sobie rowery i pojechalismy do oddalonej o 6km od miasta Swiatyni Shuanglin. Swiatynia okazala sie taka sobie, nic specjalnego. Praktycznie do zadnego budynku nie mozna bylo wejsc, rzezby w srodku brudne, nie odkurzone, za kratkami. Nic co by nas powalilo na kolana...
Ale dokonalismy tu niezlego wyczynu (dzieki Grzesiek za rade :). Przy okienku z biletami lisek pokazal swoja studencka karte ISIC, ja pokazalam..... dowod osobity i dostalismy oboje znizki studenckie i za 2 bilety zaplacilismy tyle, co za 1 normalny.
Numer prawie taki jak w ksiazce Cejrowskiego, gdzie opisywal przejscie granicy - chyba w Nikaragui, albo w Panamie - na legitymacje ubezpieczeniowa :))
Przed nami leniwe popoludnie. Dupki nas juz troche bola od tutejszych rowerow, ktore co prawda nazywaja sie GIANT, ale lata ich swietnosci minely conajmniej 25 lat temu... !
Uzupelnilismy wiec wpis z Wielkiego Muru, ktory mi 'zjadlo'. Pogramy moze w hostelowego bilarda albo pilkarzyki.. I damy naszym nogom i dupka odpoczac ..
Pozdrawiamy i calujemy i dziekujemy za komentarze, od razu nam lepiej. Polakow jak do tej pory spotkalismy tylko raz w Szanghaju, fajnie wiec przynajmniej poczytac cos po polsku od znajomkow :)
PS. Jesli czyta ktos z rodziny Marcina to prosze o jakis znak zycia czy u Was wszystko w porzadku bo sie martwimy brakiem sms od Was ...