Nasz drugi dzien w Hong Kongu dobiega konca.. Co mozemy powiedziec o tym miescie- a wlasciwie 'Specjalnym Regionie Administracyjnym'? To napewno pierwsze duze miasto, w ktorym widac tylu 'garniturowcow' :) Wszedzie biurowce, BANKI - jest ich tu naprawde zatrzesienie! I to nie jakies tam mini oddzialy na parterze - banki zajmuja tu cale wiezowce! Dzis udalo nam sie wjechac na jeden z nich - 'jedynie' na 43 pietro Bank of China Tower (Bank ma 70 pieter, ale tylko na 43 wpuszczaja 'wizytantow'). Widok z tej wysokosci i tak robil wrazenie! Pogoda nam dzis splatala milego figla, bo mialo padac, a zaswiecilo slonko i bylo naprawde cieplo. I dzieki temu widocznosc byla super! Zadnego smogu, mgly - spokojnie widac bylo brzeg innej czesci HK - Kowlonu. Bo Hong Kong tak naprawde sklada sie z kilku czesci: wlasciwej wyspy Hong Kong, wyspy Lantau (na ktorej jest lotnisko i Disneyland), Kowloonu (ktory lezy na ladzie po stronie chinskiej) i Nowych Terytoriow, ktore sasiaduja z Kowloonem. My mieszkamy i caly czas poruszamy sie po wyspie HK i nawet nam sie tu podoba. Wczoraj wieczorem poplynelismy w krotki rejs (jakies 3 minuty) do Kowloon, aby zobaczyc wieczorny pokaz Symphony of Lights (start: 20:00). Do spokojnej muzyczki, ktora plynela z glosnikow przy promenadzie zsynchronizowano swiatla i blyski na wiezowcach po drugiej stronie tzn na wyspie HK. I jak to Lis powiedzial - 'Synchronizacja byla na medal! Reszta - moze byc' :) W Manieczkach pewnie bylby lepszy szol.. ;) Ale faktem jest, ze wiezowce sie blyskaly we wszystkich kolorach teczy. Zastanawialismy sie nawet kto za to placi - czy to panstwo dofinansowuje, czy to wlasciciele budynkow i firm wewnatrz jakos za to placa?
Po wyspie HK poruszamy sie caly czas 2-pietrowymi tramwajami. Sa jeszcze 2-pietrowe autobusy, ale jezdzi ich sporo i jakos wygodniej nam jest jezdzic tramwajami, ktore nie klucza tak po miescie. W scislym centrum jest mnostwo galerii handlowych i firmowych sklepow z najwyzszej polki: Gucci, Louis Vittou, Armani, Chloe.. Jest na pewno drozej niz w Chinach, choc w niektorych przypadkach ceny sa podobne.
Dzis wybralismy sie na slynny Victoria Peak, czyli wzgorze na ktore wjezdza sie kolejka w stylu tej naszej na Gubalowke. Wzgorze nie jest wysokie, ma tylko 552 mnpm i slynne jest glownie ze wzgledu na kolejke, ktora jezdzi tu od 1888r. i pokonuje 400m. Gore zagospodarowano tak, aby spragniony albo glodny turysta mial gdzie odpoczac, najesc sie i napic i wydac troche pieniedzy.. Jest wiec tu kilka knajpek, kawiarni, sklepow z pamiatkami (w nawet dobrych cenach) i - muzeum figur woskowych Madame Tussauds (bilet na Peak one way + wstep do muzeum 165$ HK). Lisek nie bardzo chcial wejsc, ale go namowilam i niezle sie ubawilismy w srodku.. Obejscie calego muzeum zajelo nam prawie godzine, a kogo spotkalismy to mozecie zobaczyc na fotkach :)
Z Peak'u zeszlismy juz na piechotke. Potem poszukalismy jakiegos jedzonka, ktore nie zrujnowaloby naszego budzetu i skonczylismy w wietnamskiej knajpie. Lis dostal wielka miche zupy, a ja - polowe jego porcji. U Lisa plywal makaron, miecho i warzywa, a u mnie - salata... Tak to jest, jak sie chce nie jesc miesa w Hong Kongu.. Jak podaje przewodnik Lonely Planet - tu wszystko jest z miesem. I niestety to prawda. W mojej niby zupie z warzywami plywaly wilkie oka, bynajmniej nie z salaty... Mam tylko nadzieje, ze nie z psa, ani kota.. Na szczescie nie mrugaly do mnie, wiec moglam jesc...