Czwartek to nasz ostatni dzien w Hong Kongu. I w Chinach...
Samolot mielismy dopiero o 23, wiec spokojnie moglismy sie spakowac, wymeldowac z hostelu, zostawic rzeczy w przechowalni i wyruszyc na ostatni spacer po miescie. Pogoda znowu nam sie udala - swiecilo piekne slonce, choc w powietrzu byla mala mgielka? smog? W kazdym badz razie widocznosc nie byla tak super jak 2 dni temu. Pojechalismy metrem na Kowloon.
W sumie przez caly nasz pobyt tutaj poruszalismy sie po wyspie Hong Kong, a nie pojechalismy nigdzie dalej :) A Kowloon jest calkiem spory, jest tu slynna 'zakupowa ulica' Nathan Road gdzie mozna znalezc sklepy najbardziej znanych projektantow i jak ktos ma duzo pieniedzy to mozna zrobic tu niezle zakupy :) W naszym hostelu jest cos w rodzaju ksiegi pamiatkowej, gdzie kazdy moze wpisac, czy mu sie tu podobalo czy nie, co poleca, a co nie, gdzie warto pojsc i co zobaczyc. Znalazlam tam wpis jakiegos chlopaka, ktory przyjechal do HK z dziewczyna i jak napisal: "Bardzo nam sie tu podoba, jestesmy tu 3 dni i oddajemy sie szalowi zakupow - jest super!" Jak widac - kazdy znajdzie tutaj cos dla siebie :)
Na Kowloon przy Nathan Road miesci sie tez najslynniejszy wsrod backpackerow budynek z niezliczona iloscia hosteli na kazdym pietrze: Chunking Mansion, ktory tez chcielismy zobaczyc. Wiekszosc hosteli, ktore znajdowalismy na stronie www.hostelworld.com miescila sie w tym wlasnie budynku. To co najczesciej rzucalo sie w oczy przy opisach wszystkich miejscowek w ChM to: mikroskopijne pokoje, brudno, trzeba uwazac na siebie i swoje bagaze, duzo czarnych i Hindusow, obskornie, smiedzi z toalety itp itd. Z drugiej strony z kolei pojawialy sie teksty w stylu: "Byc w HK i nie spac w ChK to tak jakby Cie wogole nie bylo w Hong Kongu" :) Hm, my jednak stwierdzilismy, ze na koniec naszej podrozy chcielibysmy moc spac spokojnie i troche odpoczac, dlatego z gory nastawilismy sie na spanie wszedzie indziej byle nie w Chunking Mansion.
Podczas naszego spaceru i podziwiania wystaw sklepow na Nathan Road zachaczylo nas kilkunastu Hindusow oferujacych zegarki, ciuchy i co tylko dusza zapragnie... Byli dosc nachalni i szczerze mowiac, odzwyczailismy sie od takich sytuacji. Ci wszyscy 'handlarze' wygladali do tego dosc podejrzanie, wiec od razu przelozylismy plecaki na brzuch i schowalismy aparaty. Na wyspie HK czegos takiego nie ma! Teraz juz wiemy o co chodzilo tym, ktorzy mowili, ze w HK jest duzo Hindusow i Murzynow... Jest ich sporo ale na Kowloonie, na wyspie nie ma takiego zaczepiania! Tam jest rzeczywiscie inne zycie i chyba duzo fajniejsze :)
Poniewaz ok. 19tej robi sie juz ciemno, nie ma wiec za bardzo co robic, wiec pojechalismy troche wczesniej na lotnisko (autobus A11 za 40HK$ - trzeba miec odliczona kwote, bo pieniadze wrzuca sie do 'skarbonki' ktora nie wydaje reszty :), gdzie w lokalnej odmianie 'McDonalda' zjedlismy calkiem dobra zupe - oczywiscie z ryzem ;) i roznymi dodatkami (ja ryba, Lisek wieprzowinka). No i 3 godziny do odlotu....
Alternatywa autobusu na lotnisko jest Airport Express, czyli specjalne metro, ktore startuje na wyspie Hong Kong i jedzie na wyspe Lantau, gdzie lezy port lotniczy. Jest to napewno szybszy sposob dostania sie na miejsce (autobus jedzie ok. 45-60minut), ale i duzo drozszy, bo przejazd dla 1 osoby kosztuje 100KH$.